Mac „Dronksy” Poschwald – wywiad przed World Drone Prix 2016
Ponad pół roku temu – w sierpniu 2015 przeprowadziłem wywiad z dwoma czołowymi „racer’ami” w Polsce – Krzysztofem Chartanowiczem i Łukaszem Rączkiewiczem. Dziś z przyjemnością mogę powiedzieć, że „przepytałem” trójkę (zaryzykuję) najlepszych pilotów dronów wyścigowych w Polsce i zarazem światową czołówkę. O wielkiej pasji do latania, planach na najbliższy sezon i przyszłości branży dronów wyścigowych, w samolocie zmierzającym do Dubaju na pierwsze mistrzostwa świata World Drone Prix 2016 na moje odpowiedział Mac „Dronksy” Poschwald.
ŚD: Cześć Mac! Kiedy zacząłeś swoją przygodę z dronami wyścigowymi?
Mac Poschwald (aka Dronksy): Dokładnie rok temu. Wcześniej obejrzałem chyba wszystkie filmiki na YouTube, ale nie miałem wiedzy, cierpliwości i czasu, żeby podjąć się budowy samemu (tym bardziej, że byłem kompletnie zielony w tematach elektroniki). Wiedziałem tylko, że muszę latać! Poszperałem trochę w necie, znalazłem grupę Race Kopter na FB, zapytałem co zrobić w tak beznadziejnej sytuacji i chłopaki polecili mi Krzyśka (Krzysztofa Chartanowicza, przyp. red.) – potem już było z górki.
ŚD: Jak często ćwiczysz obecnie?
MP: Mało, bardzo mało… zawsze mi mało :). W sezonie staraliśmy się latać 3-4 razy w tygodniu, tak po 2-3h (o ile było jeszcze jasno i sprzęt dawał radę). W zimę mimo niesprzyjających warunków nie zwolniliśmy tempa (przygotowania do Dubaju były dobrą motywacją) i cisnęliśmy głównie na parkingach podziemnych – tam niestety nie ma żadnej taryfy ulgowej dla sprzętu i wiele treningów kończyłem z pełnymi bateriami… Bardzo fajnie wspominam wyjazd do Łukasza (Rączkiewicza, przyp. red.) pod koniec zeszłego roku, gdzie przez 2 dni ścigaliśmy się na hali. Innym razem, w ramach przygotowań do Dubaju, wyjechaliśmy z Krzyśkiem pod Warszawę na 4-dniowy maraton – po raz pierwszy miałem okazję się wreszcie porządnie wylatać!
ŚD: A jak i gdzie doskonalisz swoje umiejętności?
MP: Zacznę od tego łatwiejszego – “gdzie”. No więc, najczęściej ćwiczę na otwartym powietrzu, na torze lub free style, na zamkniętych obiektach (hale sportowe) i gdzie jeszcze tylko można! Uwielbiam nowe miejsca. Im bardziej zróżnicowane tym lepiej. Każde oferuje jakieś nowe wyzwania i wrażenia… no i jest samo w sobie przygodą. Czuje, ze mógłbym spędzić życie na przemierzaniu świata, odkrywaniu i oblatywaniu najlepszych miejscówek. A “jak”? Na pewno zawsze starając się latać lepiej niż potrafię. Nie jest to może zbyt rozsądne podejście, często kosztowne i frustrujące, ale takie mam wobec siebie oczekiwania – reszta mnie musi po prostu nadążyć ;).
ŚD: Zatem w jakich miejscach i w jakim stylu lubisz latać najbardziej?
MP: Znowu złożone pytanie 🙂 “Miejsca” – chyba nie ma jakiegoś konkretnego rodzaju – na pewno lubię, jak jest ładnie dookoła i jeszcze najlepiej jak akurat zachodzi słońce! 😉 Dla mnie liczy się najbardziej to, co dany obszar ma do zaoferowania – im bardziej zróżnicowany tym lepiej. Oczywiście nie powinno być żadnych ludzi w pobliżu – i już nawet nie chodzi o bezpieczeństwo (to oczywistość), ale o komfort psychiczny pilota – że nie musisz się martwić czy ktoś zaraz nie pojawi się na trasie… Jeśli chodzi o styl – lubię zarówno freestyle, jak i wyścigi. Najważniejsze żeby dużo się działo! Freestyle określiłbym jako bardziej “samotniczy”, bo mimo, iż może być z tobą wielu znajomych, to każdy i tak robi swoje. Dlatego mąjac do dyspozycji innych pilotów zawsze warto się pościgać – dochodzi element rywalizacji, przez co adrenalina skacze o wiele wyżej. Jedyny minus to czas poświęcony na wymyślenie, rozłożenie i złożenie toru.
ŚD: Czy przez ten rok odkąd zacząłeś ćwiczyć i latać coraz lepiej, startowałeś już w profesjonalnych wyścigach?
MP: Startuję we wszystkim, w czym się da! W Polsce w zeszłym roku naliczyłem 4 imprezy. Oczywiście ciężko to jeszcze nazywać “profesjonalnymi” wyścigami – wszyscy dopiero odkrywamy, co to właściwie znaczy – również sami organizatorzy. Rok 2015 nazwałbym rokiem eksperymentowania – co działa, a co nie. Myślę, że wszyscy się wiele nauczyli. Jestem pewien, że w 2016 eventy bedą na o wiele wyższym poziomie, szczególnie dla publiczności. Tym bardziej, że FAI stworzyło oficjalny regulamin, Aeroklub Polski zacznie prowadzić klasyfikacje do pucharu Polski, odbędą się kwalifikacje na Drone Worlds na Hawajach… ogólnie będzie się działo. Poza Polską byliśmy jeszcze na AerialGP Europe w Austrii – i mimo, że świetna atmosfera i możliwość poznania pilotów z całej Europy, to dalej cała organizacja na jednym wielkim spontanie. Jestem przekonany, ze te czasy są już za nami.
ŚD: Jesteś w stanie określić, jaki udział w dobrych wynikach i zajmowaniu wysokich miejsc w wyścigach mają możliwości techniczne i tuning własnego sprzętu, a jaki same umiejętności pilotażu?
MP: Wydaje mi się, ze to jeszcze nie jest ten poziom, żeby małe różnice w sprzęcie były cenniejsze niż umiejętności – jeszcze chwilkę trzeba poczekać. Oczywiście dobrze mieć dobre komponenty, ale na pewno nie ma co się spinać, że muszą to być te najlepsze i najdroższe zarazem. Najpierw trzeba umieć wykorzystywać to, co się ma. Najważniejsza jest po prostu konfiguracja, która ze sobą współgra. W kontekście zawodów na pewno warto dobrać sprzęt odpowiedni pod trasę i indywidualny styl pilota.
ŚD: Skoro jesteśmy przy zawodach – powiedz mi, z kim chciałbyś się najbardziej zmierzyć w wyścigach ze światowej czołówki?
MP: Nigdy o tym nie myślałem… ale na tę chwilę chyba z Matty Stuntz – wprowadza sporo innowacji do sportu, jest super szybki i bardzo techniczny. Ale by się działo! 😉
ŚD: Zatem jakie plany na najbliższy sezon 2016 związane z wyścigami dronów?
MP: Wszystkie wygrać :). Ale przede wszystkim dobrze się bawić i poznać jeszcze więcej zajebistych ludzi!
ŚD: Jak myślisz – jak będzie wyglądać branża wyścigów dronów za 2-3 lata? Rozwinie się na dużą skalę czy pozostanie w niszy dla prawdziwych pasjonatów?
MP: Myślę, ze prawdziwi pasjonaci byli by bardzo zawiedzeni, gdyby po takich eventach jak Dubai, Hawaje i tym co robi DRL (Drone Racing League, przyp. red.) wszystko miałoby nagle wrócić do zalążka. Wydaje mi się, że wielu pilotów zdaje sobie sprawę, że nie ma już odwrotu – wyścigi dronów idą w komercję. I bardzo dobrze, bo nic bardziej nie przyśpieszy rozwoju tego sportu jak szersza publika i pieniądze. W parze będą też szły umiejętności pilotów, lepszy sprzęt oraz regulacje, które będą bardziej wspierały ten sport. Marzą mi się coraz ciekawsze areny, transmisje HD bez laga, oraz baterie, które spełniają oczekiwania pilotów.
ŚD: Zatem ostatnie pytanie – jaki jest Twój jeden wybrany cel lub marzenie do osiągnięcia/spełnienia w 2016 roku?
MP: Nie potrafię wybrać jednego – zawsze staram się łączyć kilka rzeczy. Razem z rozwijaniem się jako profesjonalny pilot wyścigowy, chciałbym choć część tej wiedzy móc przekazać dalej. Wilczą część naszego czasu spędzamy na poszukiwaniu najlepszych konfiguracji i rozwiązań, aby sprzęt wspierał pilota, a nie stał na przeszkodzie. Taka idea przyświeca sklepowi ROTORACER, gdzie wrzucamy tylko sprzęty, które są absolutnie na topie lub oferują bardzo dobre osiągi za niewielką cenę. Poleganie na chińskich producentach jest oczywiście trochę limitujące (i irytujące), dlatego sami zaczęliśmy projektować swój sprzęt. Zaczęliśmy od naszej autorskiej ramy RR210/RR240 (obiecujemy ją wrzucić do sklepu zaraz po powrocie z Dubaju;), a teraz zabieramy się za silniczki. Moge powiedzieć tylko tyle, że będą 3 rodzaje (RACING, FLOW i FREESTYLE) i bedą jedną z najbardziej minimalistycznych, wydajnych, lekkich i wytrzymałych konstrukcji jakie widzieliście – a przy tym jedną z najładniejszych! Zatem to chyba jest mój cel na 2016 – wygrać tyle wyścigów, ile będzie to możliwe i dzielić się naszym autorskim sprzętem, na którym latamy, z wszystkimi innymi pasjonatami wyścigów dronów.
ŚD: Wielkie dzięki za poświęcony czas!
Jeśli treść powyższego artykułu była dla Ciebie przydatna lub ciekawa możesz postawić mi kawę, którą uwielbiam i motywuje do dalszego pisania ;)
Brak komentarzy